Geoblog.pl    kubapigora    Podróże    Kostaryka    Z widokiem na dwa oceany (ukazał się na odyssei.com)
Zwiń mapę
2002
17
cze

Z widokiem na dwa oceany (ukazał się na odyssei.com)

 
Kostaryka
Kostaryka, Puerto Viejo
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 10886 km
 
Zmęczony nocą pożegnalną wziąłem się za pakowanie bagażu. Wyjąłem wielką torbę podróżną i plecak pamiętający szkołę podstawową. Po godzinie całe moje życie znalazło się w bagażniku samochodu. Jeszcze tylko bilety lotnicze, paszport, paczka papierosów i mogę wyruszać. Zgodnie z obietnicą, do Warszawy odwozi mnie mój ojciec. Przed dziesiątą wieczór wyjeżdżamy z mojego rodzinnego miasta. Kierunek- Kostaryka.

Samolot holenderskich linii lotniczych zabiera mnie do Amsterdamu. Na lotnisku mam 20 minut do przesiadki. Pędzę do mojej bramy, która znajduje się na drugim końcu tego labiryntu. Właśnie teraz mija 25 godzin od kiedy jestem na nogach, cały w nerwach, z duszą na ramieniu. Niepewność tego, co zastanę po drugiej stronie oceanu przeraża mnie a jednocześnie sprawia, że uśmiecham się do siebie. Celnik odwzajemnia uśmiech, który nie był dla niego przeznaczony.

Lotnisko w Miami. Nie spałem przez cały ten czas. Jestem lekko wstawiony po konsumpcji piwa w samolocie. Tutaj spędzam 3 godziny. Poznaję amerykanina, który tak jak ja czeka na samolot do San Jose. Okazuje się, że mamy miejsca obok siebie. Gdy przelatujemy nad stolicą Kuby- Havaną, amerykanin jest w połowie opowieści o swoim życiu u stóp wulkanu Arenal. Gdy zaczyna śpiewać- pewnie pod wpływem Heinekena- ucinam sobie drzemkę.
20 minut od lotniska wpadamy w ogromne turbulencje. Nasz 747 spada w dół. Pasażerowie, którzy zignorowali lampki ostrzegawcze i nie przypięli się pasami znajdują się teraz pod sufitem.
Żyjemy i o dziwo nikomu nic się nie stało. Stewardessy żegnają pasażerów ze łzami w oczach. My po przebytym locie mamy pełne gacie.
Tak oto jestem w kraju, gdzie łączą się obie Ameryki, w kraju o którym nie wiem nic prócz tego, że językiem urzędowym jest tu hiszpański (którego niestety nie znam).Ogólnie w Kostaryce wyróżnia się 11 języków. Należą do nich języki Indian: Chibchan, Boruca, Bri-Bri, Cabecar, Chorotega, Guatuso, Teribe, język chiński, niemiecki, hiszpański, zachodniokaraibski kreolski oraz język migowy. Znaczy to dokładnie tyle, że wszyscy mówią po hiszpańsku i angielsku- z pozostałymi językami nie spotkałem się wcale;)

Na lotnisku okazuje się, że mój bagaż ginie. Ciemnoskóry gość z obsługi mówi równie dobrze po angielsku jak ja po sechuańsku- czyli wcale. Nie ułatwia to naszej kłótni o bagaż. Gdy w końcu wyjaśnia się, że mój bagaż wciąż znajduje się w Amsterdamie wymuszam obietnicę dostarczenia go w dniu następnym. Po półtoragodzinnej przeprawie z obsługą lotniska, wychodzę na zewnątrz.

Jest koniec czerwca- uderza we mnie fala gorącego powietrza. Słońce dawno zaszło i zbliża się noc, ale przy wyjściu ogromny gwar. Wita mnie ciotka, którą widziałem dwa razy w życiu. Po piętnastu minutach pędzimy zdezelowaną Hondą w kierunku Escazu. Choć od czterdziestu kilku godzin nie zmrużyłem oka- jestem wyjątkowo spostrzegawczym obserwatorem. Zauważam, że kostarykańczycy używają długich świateł w każdych warunkach pogodowych. Latarni jest niewiele, a jeśli są to często zepsute. Droga do restauracji, której właścicielami jest praktycznie mi nieznana (choć bardzo bliska) rodzina- jest bardziej męcząca niż przelot nad oceanem.
W trakcie kolacji ze zmęczenia o mało nie wpadam twarzą w skwierczące greckie saganaki. To znak, aby udać się na spoczynek.

Jeśli to co widzę po przebudzeniu nie jest snem, to chyba umarłem i jestem w raju: na drzewie o mięsistych liściach siedzą dwie papugi. Pierwszy szok dla bladego dwudziestolatka, który egzotykę widział jedynie w programach Tonego Halika.
Dwa kolejne tygodnie spędzam na poznawaniu języka i obyczajów Ticos (kostarykańczyków przezywa się pieszczotliwie Ticos i ma to związek z nawykiem zdrabniania przez nich wyrazów. W języku hiszpańskim zdrobnienia najczęściej posiadają końcówkę '-ico'). Jeśli mam być szczery: te dwa tygodnie siedzę przy barze i kosztuję drinki, które najlepiej smakują właśnie tutaj- pomiędzy Morzem Karaibskim a Oceanem Spokojnym. Nie mam jeszcze okazji poznawać typowo Kostarykańskiego jedzenia, gdyż żywię się w greckiej restauracji moich gospodarzy.

Gdy tylko trafia się odpowiednia okazja ruszamy w trasę. Nie jesteśmy narazie zbyt ambitni w swych planach. Postanawiamy jechać w stronę oceanu- do Quepos. Wybieramy drogę przez góry, która mimo iż jest krótsza, zmusza nas do wynajęcia terenowego auta. Niestety dealer do którego się zgłaszamy nie ma takiego auta do zaoferowania w tej chwili. Bierzemy więc osobowego Nissana z automatyczną skrzynią biegów (!!!). Podróż przez góry trwa kilka godzin. Pierwszy raz w życiu widzę indian. Mieszkają oni często w domach zawieszonych dosłownie nad przepaścią. Indianie stanowią około 1% populacji Kostaryki. Tworzą 8 etnicznych grup indiańskich i w większości zamieszkują w rozsianych po całym kraju 22 rezerwatach. Gdy widzą nasz zielony samochodzik stukają się w głowy. Faktycznie- auto po tej wyprawie nadaje się do kapitalnego remontu. Mijamy Quepos- miasteczko z plażami, które są królestwem wędkarstwa sportowego na środkowym wybrzeżu Pacyfiku. Docieramy do Manuel Antonio. Klimatyzacja w naszym samochodzie i zachmurzone niebo zmylają mnie. Spodziewam się kilku stopni Celsjusza i wiatru, który chce urwać głowę. Zakładam bluzę z kapturem, którą miałem na sobie marznąc w samolocie do Miami. Gdy otwieram drzwi naszego wehikułu zalewa mnie strumień potu. Powietrze jest wilgotne i gorące. Jest około 30 stopni Celsjusza. Robi to na mnie ogromne wrażenie. Wystarczy wyobrazić sobie październik na nadbałtyckiej plaży i dodać do tego temperaturę przełomu lipca i sierpnia. Powietrze jest ciężkie. Zajmujemy miejsca przy kamiennym stole w gąszczu dzikich roślin. Okazuje się, że jesteśmy w środku knajpki, jakich wiele w Manuel Antonio. Na zboczach klifu słychać stado małp, które zapewne przyzwyczaiły się już do widoku turystów.
W Manuel Antonio znajduje się jeden z wielu parków narodowych. Pod względem obszarów chronionych Kostaryka zajmuje na świecie pierwsze miejsce (27% powierzchni). Kostaryka wraz z Panamą posiada utworzony w 1982 roku unikatowy w skali światowej Międzynarodowy Park Przyjaźni (622.000 ha).
Niestety dziś do parku się nie dostaniemy. Jest pora deszczowa i obsługa wielkiej stalowej bramy spędza chyba popołudnie przy butelce guaro (najbardziej znane piwo Kostaryki. Powstaje z destylacji trzciny cukrowej.), popalając przy tym zwinięte liście marihuany, która w Kostaryce rośnie w stanie naturalnym.

W strugach deszczu wracamy do naszego domu strzeżonego przez uzbrojonych ticos. Amerykanie często stają się ofiarami napadów, dlatego nowopowstające budynki (w mieście) posiadają niewielkie strażnice przy bramach wjazdowych (w których przez 24 godziny na dobę przesiadują strażnicy).

Dwa dni później udajemy się w kierunku najwyższego wulkanu w Kostaryce (3432 m.n.p.m.) Jest to jedyne miejsce w obu Amerykach z którego przy dobrej pogodzie można podziwiać jednocześnie oba oceany. Czuję, że to wyjątkowe miejsce i czuję się niezwykle podniecony. Gdy stoimy przy barierce, czujemy siarkę. Wewnątrz głównego krateru znajduje się zielone jezioro wypełnione zasiarczoną wodą. Ma ono ponad kilometr szerokości i 300 metrów głębokości. Drugi co do wielkości krater- Diego da la Haya (nazwany na cześć konkwistadora hiszpańskiego Fernandeza Diego de la Haya, który jako pierwszy zanotował w kronice jego wybuch w XVIII wieku) ma 600 metrów szerokości i 100 głębokości. Pozostałe kratery to Playa Hermosa, El Piroklastico i La Laguna. Irazu nigdy nie pozostaje uśpionym dłużej niż 30 lat.

Powoli poznaję miejscowe zwyczaje i charakterystyczne dla "Ticos" słownictwo. Gdy wracam koło dziesiątej z 70-cio kilometrowej przejażdżki- witam się z miejscowymi kelnerkami, które w swoim języku nabijają się z moich obcisłych "kolarek" i butów kolarskich. Zmęczenie pozwala mi zignorować ich zachowanie. W Kostaryce tzw. Gringos traktowani są w różny sposób. Z reguły miejscowym wydaje się, że mogą bogatych tuyrystów robić w balona. Zdarza się jednak, że "biali" bardzo dobrze orientują się w sytuacji i nie pozwalają sobie w kaszę napluć. Któregoś dnia, gdy siedzieliśmy gdzieś w San Pedro nad butelką piwa- podszedł sprzedawca cygar oferując swoje towary. Należy zaznaczyć, że cygara w Kostaryce mają porównywalną jakość do tych z kraju Fidela Castro. Najczęściej właśnie handlarze oferują kubańskie cygara. Sprzedawcy uliczni starają się wynegocjować jak najwyższą cenę. I właśnie tego dnia turysta siedzący przy stoliku obok kupił drewnianą skrzynkę "Monte Christo" za 110 dolarów. Po jego wyjściu i naszych targach z kupcem- dostaliśmy identyczne pudło za 30 dolarów. Często przepustką do strefy niskich cen staje się znajomość języka hiszpańskiego.

Nadszedł wreszcie dzień, kiedy postanowiliśmy zabrać Jeepa i wyjechać do Limon- największego portu Kostaryki od strony karaibów. Ciekawostką jest, że w 2001 roku w Limon urodził się czteromilionowy mieszkaniec Kostaryki. Dla mnie Limon todziwne miasto- zupełnie inne od tych z zachodniego wybrzeża. Limon wydało mi się strasznie krzykliwe- może dlatego, że trafiłem tam w okresie karnawału, który odbywa się w dniach 10-15 października. W Limon nie zabawiliśmy długo, choć miałem ochotę pochodzić jego brudnymi ulicami i poznać ludność tej części Kostaryki. Już w drodze wykluł się plan, aby jechać do Puerto Viejo. Właśnie w tej wiosce managerem hotelu był polak, którego miałem przyjemność poznać któregoś dnia w Escazu.

Moje przeczucia się sprawdziły- Puerto Viejo okazało się perłą wśród wszystkich miejsc, które zobaczyłem w Kostaryce. Do dziś w głębi duszy myślę, aby kiedyś wrócić tam na stałe. Spokojne dni, cisza, ogrom wszechobecnej przyrody i wieczorne życie w wiosce- to właśnie Puerto Viejo. Jeśli dodać do tego przepiękne plaże, kilometry do najbliższych dużych miast, dziką dżunglę i całoroczną pogodę- otrzymujemy prawdziwy raj na ziemi. Dla mnie Puerto Viejo to miejsce magiczne. Żałuję, że nie odwiedziłem tej wioski w grudniu, gdyż miałbym okazję nauczyć się surfować na 7-mio metrowych falach. Ciekawostką w Puerto Viejo jest Plaja Negra (czarna plaża). Piasek ma tutaj kolor węgla- coś pięknego. Wioska jest jednym z niewielu miejsc w Kostaryce, które sprawiają wrażenie odizolowanych od świata; i choć mamy tutaj bary i dyskoteki na plaży to czuje się dziką przyrodę. Elektryczność doprowadzono do wioski dopiero w 1986 roku. Jeśli kiedykolwiek odwiedzicie Kostarykę- Puerto Viejo to jedno z obowiązkowych miejsc do odwiedzenia.
Puerto Viejo ma jeszcze jedną charakterystyczną cechę- jest miejscem ucieczki dla ludzi z całego świata. Prymitywne (w naszym mniemaniu) domki mają tutaj Niemcy, Szwedzi, Włosi, Amerykanie; jednym słowem wielkie skupisko ciekawych ludzi. Gdy niedawno obejrzałem film "Niebiańska plaża" przypomniało mi się Puerto Viejo. Dla mnie jest ono właśnie taką niebiańską plażą. Gdy słuchałem opowieści miejscowych- dowiedziałem się, że rzeczywiście wioska zapewniła dom dla ludzi, którzy nie szukali w swym życiu kariery i pieniędzy a jedynie spokoju.
To, co najbardziej mnie urzekło to odgłosy. Odgłosy morza, odgłosy dżungli i przejeżdżającego codziennie rano auta z krewetkami i świeżymi rybami, które o świcie zostały wyłowione w pobliskiej zatoce. Leżąc wieczorem na hamaku, po spaleniu dobrego cygara człowiek zapomina o wszystkim. Nie raz zasypiałem w hamaku i budził mnie spadający na ścieżkę kakos albo popiskujące delfiny kilkadziesiąt metrów od brzegu.

Jak okazało się pewnego dnia- ocean ma ogromną moc. Gdy pływałem w niewielkiej odległości od naszej ulubionej Playa Negra- zaczął się odpływ. Nie miałem pojęcia, że wtedy tak tródno jest wrócić na brzeg. Fale zakrywały mnie całego i tylko mój donośny głos sprawił, że piszę teraz ten artykuł. Gdyby nie pomoc z plaży- utopiłbym się z pewnością.
Pływy morskie to nie jedyne niebezpieczeństwa czyhające na turystów w tej części kraju. W Kostaryce żyje 17 gatunków jadowitych węży i 20 gatunków jadowitych żab. Te drugie są szczególnie niebezpieczne, bo trudno je zauważyć podczas przeprawy przez las czy idąc wzdłuż strumienia. Co prawda wiele z nich ma bardzo jaskrawe barwy, ale gdy skrywają się pod liśćmi- naprawdę łatwo o ukąszenie. Poza tym w Kostaryce żyje kilkaset Jaguarów, ale występują one tylko w Parkach i przed ich obecnością ostrzegają nas tablice ostrzegawcze.

Po dłuższym czasie spędzonym w prowincji Limon wracamy w okolice San Jose, aby znów przez jakiś czas korzystać z uroków życia w mieście. Wcale nie ciągnie mnie do stolicy, ale zmuszają nas do tego obowiązki; należy wkońcu zarabiać pieniądze na nasze wycieczki po kraju. Wsiadamy więc do Jeepa i po dziurawych drogach wleczemy się w stronę Limon. Po drodze zatrzymuje nas patrol straży granicznej i funduje kompleksową rewizję osobistą wszystkich pasażerów i bagaży. Rejon w jakim się znajdujemy to strefa nadgraniczna z Panamą- idealne miejsce do przemytu narkotyków (których dla każdego jest pod dostatkiem). Narkotyki to plaga Kostaryki, która powoduje wzrost przestępczości w tym spokojnym kraju.
Z pełną głową pomysłów na następny wypad i masą wspomnień wracamy do "domu" w Escazu...

(Podróż tą dodałem do geobloga 5 lat po podróży do Kostaryki i mimo, że od tamtego czasu odwiedziliśmy- bo jestem już żonaty- wiele krajów- chciałbym wrócić do Kostaryki za jakiś czas. Za około dwa lata planujemy podróż dookoła świata- może wtedy będzie okazja.)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (2)
DODAJ KOMENTARZ
Turysta styczeń 2011
Turysta styczeń 2011 - 2011-03-02 22:08
Polecam Półwysep Nicoya lub okolice wulkanu Arenal. Wszechogarniająca przyroda jest wspaniała, Podobało mi się o wiele bardziej niż w prowincji Limon. A Puerto Viejo jest mocno przereklamowane, nawet sami Ticos tak twierdzą. O mały włos nie straciłem tam życia. Puerto Viejo i generalnie całe Limon to bardzo niebezpieczne miejsce. Uważajcie!
 
Kuba Pigóra
Kuba Pigóra - 2011-03-03 07:45
Też polecam Arenal. A wjazd i widok samego wulkanu jest po prostu wspaniały.
 
 
kubapigora
Kuba Pigóra
zwiedził 3.5% świata (7 państw)
Zasoby: 35 wpisów35 2 komentarze2 3 zdjęcia3 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
02.08.2009 - 02.08.2009
 
 
12.06.2007 - 25.06.2007
 
 
01.07.2006 - 18.07.2006